Kathe POV'
Obudziłam się rano i uśmiechnęłam lekko kiedy zobaczyłam szatyna leżącego obok mnie.
Obróciłam się na plecy
i wpatrywałam w sufit.
Zmarszczyłam brwi, kiedy
coś mi się przypomniało.
Jestem pewna, że nie było
mnie w domu więcej niż 24 godziny, a rodzice nie siedzieli w domu,
czekając na mnie jak to w zwyczaju mieli kiedy nie
zjawiałam się na noc w domu i nie było ze mną kontaktu, no chyba
że powiedziałam gdzie jestem wtedy zajmowali się swoją pracą.
Ale przecież nie
dzwoniłam do nich.
Dziwne.
-Czemu nie
śpisz?-usłyszałam cichy zachrypnięty głos obok swojego ucha.
Obróciłam głowę w jego
stronę i wzruszyłam lekko ramionami.
- Zastanawiam się dlaczego rodziców nie ma w domu.
-Kazałem Zadzwonić do
nich Nicol. Myślą, że byłaś u niej ale zasnęłaś, a ona
nie chciała cię budzić, tylko do nich zadzwoniła, że zostaniesz u
niej.
-Och....Uwierzyli?-zapytałam
-Jak widać.-uśmiechnął
się lekko.
-Dziękuje.-mruknęłam
-Daj spokój to Nicol
powinnaś podziękować.-mruknął
-Nie chodzi o
to.-westchnęłam
-A o co?-zapytał marszcząc brwi.
-No wiesz... za to, że
mnie stamtąd wyciągnąłeś.
-Chyba nie myślisz, że
pozwoliłbym abyś tam została?-zmrużył lekko oczy.
-Masz racje.-mruknęłam i
przytuliłam się do niego.
-Jak się czujesz?-zapytał
-Lepiej, nie boli tak jak
wczoraj.-odpowiedziałam
-Niech ja tylko dorwę
tego skurwiela.-warknął.
-Spokojnie, jest
okay.-mruknęłam i przytuliłam się do niego bardziej.
-Nie jest okay Kate. Nawet
nie chce sobie wyobrażać co oni mogli z tobą zrobić.-westchnął
-Ale jestem tu,
tak?-zapytałam i podniosłam głowę aby na niego spojrzeć.
Chłopak pokiwał lekko
głową i uśmiechnął się ale ten uśmiech nie dotarł do jego
oczu.
-Pójdę zrobić nam coś
na śniadanie.-powiedziałam i podniosłam się z łóżka.
-Ja się tym zajmę.
Powinnaś leżeć.-złapał mnie za nadgarstek.
-Naprawdę jest okay.
Poradzę sobie.-uśmiechnęłam się lekko i wstałam w łóżka a
następnie wyszłam z pokoju kierując do kuchni na dół.
Odczuwałam lekki ból w
udzie kiedy schodziłam po schodach, ale dawało się znieść.
Weszłam do kuchni i
otworzyłam lodówkę.
Postanowiłam zrobić nam
kanapki.
Wyjęłam ser żółty,
pomidor, ogórek oraz jakąś wędlinę.
Wyjęłam z szafki masło i
posmarowałam nim chleb.
Chciałam schować je z
powrotem do szafki, obróciłam się a otwarte półka uderzyła prosto w mój
posiniaczony bok.
Syknęłam i skuliłam się
chcąc chociaż w małym stopniu złagodzić ból.
-Co się stało?-usłyszałam
głos Justina za sobą, ale nawet nie obróciłam się w jego stronę.
Podszedł do mnie szybko i
wziął mnie na ręce zanosząc na kanapę w salonie.
-A mówiłem, że lepiej
będzie jak ja się tym zajmę.-mruknął
-Jest okay...-mruknęłam i
wyprostowałam się siadając na kanapie obok Justina i uważając żeby się przy tym nie skrzywić z powodowo nadal odczuwalnego bólu.
-To moja wina.-westchnął
i spuścił głowę
-Hej! Nie mów tak! To nie
jest twoja wina.-podniosłam palcami jego podbródek, ale jego wzrok
wędrował po całym pokoju, byle by na mnie nie spojrzeć.
-Moja wina, i dobrze o tym
wiemy. Gdybym trzymał Cię od siebie z daleka... to nigdy by się
nie stało.-powiedział a moja ręka opadła na kolana
-Żałujesz, że mnie
poznałeś?-zapytałam cicho nie wierząc w to co przed chwilą
usłyszałam.
-Nie! To nie tak! Po
prostu... gdybym nie pozwolił Ci się do siebie zbliżyć, to nigdy
by się nie stało. Nikt nigdy by cię nie porwał-spojrzał na mnie
na chwilę i obrócił głowę w stronę okna.
-Justin, nie mów tak! To
nie twoja wina! Stało się jak się stało.
-Nie wiesz, co
mówisz!-poniósł się gwałtownie.-Związek ze mną jest
niebezpieczny. Będąc ze mną sama siebie narażasz na
niebezpieczeństwo. Ludzie chcą mnie złamać, a ty jesteś
najlepszym sposobem, aby się do mnie dostali. Tak nie może
być!-krzyknął patrząc na mnie, ale z jego spojrzenia nie dało
nic się wyczytać.
-Zrywasz ze mną?-zapytałam
cicho i wstałam z kanapy a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Tak będzie najlepiej,
dla nas obojga.-westchnął spuszczając wzrok na podłogę.
-Dla nas obojga?! Dla nas
obojga?!-krzyczałam.-Chyba dla Ciebie! Kocham Cię, rozumiesz? Nie
możesz mnie zostawić, słyszysz?! Nie możesz!-krzyczałam a łzy płynęły po moich policzkach.
-Przykro mi...-westchnął
-Proszę nie! Justin, nie
rób tego!-chwyciłam jego dłoń a on ją wyrwał.
Moje serce, pękło na
miliony kawałeczków.
-Musimy ukrywać się
przed twoimi rodzicami, bo dobrze wiemy, że nas nie zaakceptują.
Muszę, pilnować swoich spraw i uważać aby żaden sukinsyn, który
ma jakiś problem do mnie nie dobrał się do Ciebie. Nie możesz
być, ze mną! Przeze mnie zawsze będziesz znajdować się w
niebezpieczeństwie, a ja nie mogę wszystkiego przewidzieć... Twoje
porwanie, jest tutaj idealnym przykładem. Porwali Cię, bo chcieli
dostać się do mnie, chcieli się zemścić bo zajebaliśmy im
towar, a ty musiałaś przez to cierpieć, a to wszystko dzięki
mnie! Tak nie może być do cholery jasnej!-krzyczał a ja stałam
płacząc i nie wierząc w to, że właśnie tracę to co jest dla
mnie najważniejsze.
-Uratowałeś mnie, nic
się nie stało. Poradzimy sobie. Proszę, Kocham Cię.-powtarzałam
cicho, nie mogąc pohamować łez.
-Tym razem mi się udało!
A co jeśli spóźnił bym się? Pomyślałaś o tym?! Prawdopodobnie
nigdy już bym Cię nie zobaczył. Ani ja, ani twoi rodzice! To
wszystko może się powtórzyć, a drugi raz mogłoby mi się już
nie udać! Będąc ze mną jesteś celem dla nich, i tak zostało by
już na zawsze. Siedzę w tym gównie po uszy! Tak będzie najlepiej!
Każdy zajmie się swoim życiem. Znajdziesz sobie chłopaka, z
którym będziesz żyła długo i szczęśliwie i nie będziesz
musiała oglądać się za siebie, kiedy wyjdziesz na ulicę, ze
strachem, że ktoś Cię śledzi i w każdej chwili możesz zostać
porwana, lub zabita!-pociągnął rękoma za swoje włosy i spojrzał na mnie.
-Ale ja chce Ciebie.
-Żegnaj Kate...-mruknął
i tak po prostu wyszedł.
Upadłam na kolana mając
w dupie ból nogi, który w tej chwili jest niczym w porównaniu z tym co
dzieje się w mojej klatce piersiowej.
Zaniosłam się głośnym
płaczem, uderzając pięściami o kanapę.
-Nie możesz mnie
zostawić! Kocham Cię!-krzyczałam mając nadzieje, że drzwi
otworzą się z powrotem a on wróci, ale nic z tych rzeczy się nie
stało.
Podniosłam się z ziemi i skierowałam się do swojego pokoju potykając się parę razy na
schodach przez rozmazany obraz.
Weszłam do pokoju i
rzuciłam się na łóżko, płacząc i krzycząc w poduszkę.
Wiedziałam, w co się
pakuje od początku, kiedy zaczęłam się z nim spotykać.
Kocham Go!
A jeśli on odszedł, to tak
jakby zabrał ze sobą całe światło, większą cześć mnie.
Bez niego nie istnieje.
Co to za życie, w
ciągłych ciemnościach?
Bo bez niego moje życie
właśnie takie będzie!
Moje serce zostało w
salonie, pęknięte na tysiące malutkich kawałeczków i podeptane,
przez stado słoni.
Nigdy, nie myślałam, że
zakocham się w kimś tak bardzo, że będę w stanie oddać za niego
życie, a jednak.
To wszystko się stało.
Chwyciłam telefon z
komody i wybrałam numer przyjaciółki.
Jeśli teraz z kimś nie
pogadam, nawet przez chwilę, myślę że mogę sobie coś zrobić.
W sumie, to nie jest głupi
pomysł, prawda?
Bo po co żyć, skoro i
tak straciłeś już najważniejszą część swojego życia, drugą
połówkę siebie.
Wybrałam numer Nicol i
przyłożyłam telefon do ucha.
-Kathe, nareszcie się
odezwałaś! Nie masz pojęcia jak się martwiłam! Dlaczego do
cholery nikt do mnie nie zadzwonił? Ani Bieber, ani ty!-krzyczy
Nicol a ja mam ochotę jeszcze bardziej się rozpłakać.
-Mo-możesz przyj-jechać,
proszę.-mówię, cicho łkając
-Kathe, ty płaczesz? Co
się stało, skarbie?-pyta a jej głos od razu się uspokaja i
zmienia w zatroskany.
-Proszę,
przyj-jedz.-powtarzam
-Już, pędzę. Za chwilę
będę.-mówi i rozłącza się a ja rzucam telefon obok siebie,
ciągle płacząc w poduszkę.
Po nie mam pojęcia ilu
minutach do pokoju wpada, wystraszona Nicol.
-Co się stało,
skarbie?-pyta i siada na łóżku obok mnie i pociera moje plecy.
-On...on
mnie....zostawił.-mówię w poduszkę i wybucham kolejną falą
płaczu.
-Kto? Justin?-pyta a ja
jedynie w odpowiedzi kiwam głową.-Uspokój się i powiedz co się
stało.-mówi cicho.
Podnoszę po woli głowę
z nad poduszki i ocieram ręką policzki ale te już po sekundzie
robią się z powrotem mokre.
-Po-powiedział że będzie
le-lepiej jeśli się roz- rozstaniemy. Będąc z...z nim jestem
na-narażona na nie-niebezpieczeństwo.-szlocham
-Och skarbie...-mówi
Nicol i mocno mnie do siebie przytula.-Pójdę pogadać z Mattem,
żeby po mnie później przyjechał, bo to on mnie tutaj przywiózł,
dobrze?-pyta a ja kiwam głową.
Wychodzi z pokoju a ja
rzucam się z powrotem na poduszkę przemokniętą od płaczu i kontynuuje swoją wcześniejszą czynność.
Po chwili do pokoju wraca
Nicol i kładzie się obok mnie i mocno przytula.
Leżymy bez słowa, ja
płacze a ona tylko tuli mnie do siebie.
Tego potrzebuje, a nie
jakiś słów pocieszenia typu "Wszystko będzie dobrze" bo
ja wiem, że nie będzie!
_______________________________________________________
Przepraszam za opóźnienie z rozdziałem, ale nie miałam sił żeby cokolwiek napisać.
Mam nadzieje, że nie zabijecie mnie za to w jaki sposób zakończyłam rozdział.
Coraz szybciej zbliżamy się do 100 tysięcy wyświetleń.
Jesteście niesamowici! :)
Możecie również opisywać na twitterze jak podoba wam się rozdział lub jakie macie odczucia co do niego wystarczy wpisać hastag #allyoursbabyff
Możecie również opisywać na twitterze jak podoba wam się rozdział lub jakie macie odczucia co do niego wystarczy wpisać hastag #allyoursbabyff
Do Następnego! x
DRUGIE FF: ONE LIFE
KONTAKT!
ASK.FM: @allyoursbabyx
TWITTER: @allyoursbabyx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!